10 rzeczy, które wkurzają nas w science-fiction
(20th Century Fox)
1/11
Kino science-fiction ma tyle oblicz, że każdy fan gatunku znajdzie w nim zarówno filmy, które pokocha, jak i te takie, które uzna za zupełne zakały. Jest jednak kilka takich rzeczy, które wkurzają prawie każdego fana kina fantastyczno-naukowego. Oto one:
Gdy efekty specjalne liczą się bardziej, niż fabuła (Paramount Pictures)
2/11
Mówimy do ciebie, Michaelu Bayu. To prawda, że ludzie chcą akcji i efektów specjalnych, a kino science-fiction jest idealną okazją, żeby się w tych kwestiach wykazać. Jednak gdy nie stoi za nimi żadna ciekawa historia i one potrafią wiać nudą.
Gdy film science-fiction jest wielką reklamą zabawek (20th Century Fox)
3/11
George Lucas wie, co mamy na myśli. W końcu jego ostatnie "Gwiezdne wojny" są tego doskonałym przykładem. Zdajemy sobie sprawę, że te filmy kosztowały mnóstwo pieniędzy i trzeba było na nich trochę zarobić, ale wciskanie potencjalnych zabawek, gdzie się tylko da, nie jest najlepszym pomysłem.
Gdy zakłada się, że sci-fi lubią tylko faceci (Paramount Pictures)
4/11
Pamiętacie, jak ostatnio J. J. Abrams dorzucił do obsady drugiego "Star Treka" Alice Eve tylko po to, żeby pokazać chłopcom, jak wygląda w bieliźnie? Trudno ją było bowiem nazwać pełnokrwistą postacią. Kobiety też lubią sci-fi i im też należą się silne, złożone i ciekawe bohaterki!
Gdy scenarzyści popadają w bełkot (Warner Bros.)
5/11
Pierwszy "Matrix" rodzeństwa Wachowskich był filmem fenomenalnym, który poruszał wiele ważkich kwestii i wprowadził kilka ciekawych teorii filozoficznych do kultury masowej. Niestety, z każdą kolejną częścią cykl stawał się coraz bardziej bełkotliwy, nadęty i zwyczajnie absurdalny (nawet jak na matriksowe standardy). Mniej znaczy więcej!
Bezduszne i nikomu niepotrzebne remake'i klasyków (20th Century Fox)
6/11
Czy świat potrzebował kolejnej wersji "Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia"? Czy podeszły wiek jego efektów specjalnych sprawia, że jest już nieaktualny? Czy 80 milionów dolarów uczyniło jego nową wersję lepszą od starej. Odpowiedź na te pytania nasuwa się sama.
Niepotrzebne sequele (Universal Pictures)
7/11
I tym razem sprawa rozbija się o pieniądze. Problem w tym, że niektóre sequele są w porządku, a inne nie do końca. Im więcej się ich kręci, tym większa szansa, że okażą się niepotrzebnymi gniotami.
Gdy twórcy nie rozumieją, o co chodzi w science fiction (20th Century Fox)
8/11
W sci-fi od zawsze chodziło o opowiadanie historii, które zmuszają nas do refleksji - to jest w nim najciekawsze. Gdy jednak, tak jak w przypadku "Ja, robot", obedrzemy pierwowzór z komentarza dotyczącego ludzkości, zostanie nam film akcji i długa reklama trampek.
Gdy nauka nie ma nic wspólnego z nauką (20th Century Fox)
9/11
I mamy tutaj na myśli filmy, w których zaplecze naukowe jest tak absurdalne, że potrafią to zauważyć nawet osoby, które nie były orłami z fizyki i chemii. Serio, gdy piszecie scenariusz sci-fi, zaoszczędźcie kilka dolarów na efektach i zainwestujcie w konsultantów!
Gdy brakuje w nich fikcji (Warner Bros.)
10/11
To akurat kwestia gustu. Bywają takie historie, które opierają się tylko i wyłącznie na rzeczach, które mają szansę się realnie wydarzyć i je też lubimy. Jeśli mamy być jednak szczerzy, chyba wolimy więcej odjechanych statków kosmicznych i przybyszów z innych galaktyk. Bo jeśli te elementy są wystarczająco fajne i idą w parze z wciągającą fabułą, jesteśmy filmom w stanie wybaczyć nawet brak jakiegokolwiek związku z nauką (albo zdrowym rozsądkiem).
Gdy wiemy, że taka przyszłość nie nadejdzie (Marvel Studios)
11/11
Kapitalne gadżety, niesamowici kosmici, odlotowe pojazdy kosmiczne - za to kochamy kino sci-fi. Problem w tym, że nic nie wskazuje na to, że dożyjemy czasów, w których uda nam się cokolwiek z tego zobaczyć w prawdziwym życiu. A tak bardzo byśmy chcieli.
(20th Century Fox)
1/11
Kino science-fiction ma tyle oblicz, że każdy fan gatunku znajdzie w nim zarówno filmy, które pokocha, jak i te takie, które uzna za zupełne zakały. Jest jednak kilka takich rzeczy, które wkurzają prawie każdego fana kina fantastyczno-naukowego. Oto one:
Gdy efekty specjalne liczą się bardziej, niż fabuła (Paramount Pictures)
2/11
Mówimy do ciebie, Michaelu Bayu. To prawda, że ludzie chcą akcji i efektów specjalnych, a kino science-fiction jest idealną okazją, żeby się w tych kwestiach wykazać. Jednak gdy nie stoi za nimi żadna ciekawa historia i one potrafią wiać nudą.
Gdy film science-fiction jest wielką reklamą zabawek (20th Century Fox)
3/11
George Lucas wie, co mamy na myśli. W końcu jego ostatnie "Gwiezdne wojny" są tego doskonałym przykładem. Zdajemy sobie sprawę, że te filmy kosztowały mnóstwo pieniędzy i trzeba było na nich trochę zarobić, ale wciskanie potencjalnych zabawek, gdzie się tylko da, nie jest najlepszym pomysłem.
Gdy zakłada się, że sci-fi lubią tylko faceci (Paramount Pictures)
4/11
Pamiętacie, jak ostatnio J. J. Abrams dorzucił do obsady drugiego "Star Treka" Alice Eve tylko po to, żeby pokazać chłopcom, jak wygląda w bieliźnie? Trudno ją było bowiem nazwać pełnokrwistą postacią. Kobiety też lubią sci-fi i im też należą się silne, złożone i ciekawe bohaterki!
Gdy scenarzyści popadają w bełkot (Warner Bros.)
5/11
Pierwszy "Matrix" rodzeństwa Wachowskich był filmem fenomenalnym, który poruszał wiele ważkich kwestii i wprowadził kilka ciekawych teorii filozoficznych do kultury masowej. Niestety, z każdą kolejną częścią cykl stawał się coraz bardziej bełkotliwy, nadęty i zwyczajnie absurdalny (nawet jak na matriksowe standardy). Mniej znaczy więcej!
Bezduszne i nikomu niepotrzebne remake'i klasyków (20th Century Fox)
6/11
Czy świat potrzebował kolejnej wersji "Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia"? Czy podeszły wiek jego efektów specjalnych sprawia, że jest już nieaktualny? Czy 80 milionów dolarów uczyniło jego nową wersję lepszą od starej. Odpowiedź na te pytania nasuwa się sama.
Niepotrzebne sequele (Universal Pictures)
7/11
I tym razem sprawa rozbija się o pieniądze. Problem w tym, że niektóre sequele są w porządku, a inne nie do końca. Im więcej się ich kręci, tym większa szansa, że okażą się niepotrzebnymi gniotami.
Gdy twórcy nie rozumieją, o co chodzi w science fiction (20th Century Fox)
8/11
W sci-fi od zawsze chodziło o opowiadanie historii, które zmuszają nas do refleksji - to jest w nim najciekawsze. Gdy jednak, tak jak w przypadku "Ja, robot", obedrzemy pierwowzór z komentarza dotyczącego ludzkości, zostanie nam film akcji i długa reklama trampek.
Gdy nauka nie ma nic wspólnego z nauką (20th Century Fox)
9/11
I mamy tutaj na myśli filmy, w których zaplecze naukowe jest tak absurdalne, że potrafią to zauważyć nawet osoby, które nie były orłami z fizyki i chemii. Serio, gdy piszecie scenariusz sci-fi, zaoszczędźcie kilka dolarów na efektach i zainwestujcie w konsultantów!
Gdy brakuje w nich fikcji (Warner Bros.)
10/11
To akurat kwestia gustu. Bywają takie historie, które opierają się tylko i wyłącznie na rzeczach, które mają szansę się realnie wydarzyć i je też lubimy. Jeśli mamy być jednak szczerzy, chyba wolimy więcej odjechanych statków kosmicznych i przybyszów z innych galaktyk. Bo jeśli te elementy są wystarczająco fajne i idą w parze z wciągającą fabułą, jesteśmy filmom w stanie wybaczyć nawet brak jakiegokolwiek związku z nauką (albo zdrowym rozsądkiem).
Gdy wiemy, że taka przyszłość nie nadejdzie (Marvel Studios)
11/11
Kapitalne gadżety, niesamowici kosmici, odlotowe pojazdy kosmiczne - za to kochamy kino sci-fi. Problem w tym, że nic nie wskazuje na to, że dożyjemy czasów, w których uda nam się cokolwiek z tego zobaczyć w prawdziwym życiu. A tak bardzo byśmy chcieli.